Jaćwingowie - powieść z XII wieku

Pewnego wiosennego popołudnia 1973 roku postanowiłem wybrać się na przejażdżkę. Chwilę zastanawiałem się dokąd, w jakim kierunku? A może by tak do Niewiadomej na "wały?" - pomyślałem. Tak, to chyba będzie najlepsze miejsce. Ruszyłem więc na nieciecką szosę w kierunku Jabłonny Lackiej. Na siódmym kilometrze, we wsi Nieciecz zjechałem z gładkiej, asfaltowej drogi w lewo, na inną, brukowaną polnym kamieniem. Teren stał się tu bardziej pagórkowaty, pocięty polnymi drogami i strumykami, które w czasie deszczów zmieniają się w koryta rwących potoków, tocząc swe wody do niewielkiej rzeczki Cetyni.

Po kilku minutach jazdy ukazała się wieś Niewiadoma. Po lewej i prawej stronie kilka drewnianych domów. Kilkadziesiąt metrów za tą miejscowością ostry zakręt, droga skręca w prawo i pnąc się pod górę otacza dużym półkolem od zachodu i południa rozległe wzniesienie, którego strome, wysokie zbocze kończy się u stóp rzeczki Cetyni.

Z trzech stron wzniesienia, gdzie rzeczka nie ma dostępu ciągnie się głęboka, do dziś zachowana fosa, a za nią, dwa rzędy wysokich wałów broniących dostępu do wnętrza grodu. Obejmuje oczyma potężne grodzisko. Ale nie sposób objąć go jednym rzutem oka. Jest zbyt obszerne. Trzeba sporo czasu, aby zajrzeć w jego każdy zakątek.

Kilkaset kroków na południe, na wzgórzu, między łanami pszenicy widać niewielki, liściasty lasek. - To prawdopodobnie cmentarzysko tajemniczych Jaćwingów*)

Na niewielkim cmentarzyku, między krzakami kwitnącej czeremchy mnóstwo większych i mniejszych kamieni. Miejscami leżą one jedne na drugich tworząc małe pryzmy. Niektóre pokaźnych rozmiarów, wagi kilkuset kilogramów. W pobliżu tu i tam widać dość głębokie doły. To kopali je ci, którzy szukali tu złota, klejnotów i jak mówi legenda, złotej trumny ostatniego wodza Jaćwingów, który prawdopodobnie tu miał być pochowany. Ostatnio również kopali ci, którzy chcieli się czegoś dowiedzieć o plemieniu zamieszkującym te ziemie.

Chodząc po cmentarzysku zatrzymuję się przy jednym z większych głazów. Jest on częściowo porośnięty mchem, a jego powierzchnia pokryta mnóstwem drobnych pęknięć i dołków. Utkwiłem w nim wzrok. Po chwili z rysów kamienia wyłania mi się jakaś twarz. Jest to chyba podobizna jakiegoś wojownika. Jest groźna, marsowa, ściągnięte brwi przysłaniają oczy, a grymas wykrzywionych ust mówi, że tak wyglądał, gdy legł w boju. Wkrótce widzę ich całą plejadę, o groźnych i łagodnych rysach. U góry jeszcze całkiem inna twarz. To nie jest już twarz wojownika. Jest zupełnie inna. Jest bardziej delikatna, okrągła. Oczy ma zamknięte, usta lekko rozchylone jakby była pogrążona w głębokim śnie. A rozwichrzone końce zielonożółtego mchu nad jej czołem przypominają blond włosy.

Czyżby to była twarz Cetyni? - przemknęło mi nagle przez głowę. Może właśnie tu spoczywają prochy tej, co przed ośmioma wiekami dała nazwę płynącej u podnóża grodu rzece? Do głowy ciśnie mi się kilka legend krążących w okolicy o tajemniczym grodzisku i jego ostatniej pogańskiej kneźnie - Cetyni. Odwracam głowę, spoglądam na potężne wały. Staram się je prześwietlić oczyma i jak obiektyw aparatu zrobić w jednej chwili barwną fotografię tętniącego życiem grodu.

*) Jaćwingowie to jeden z niezbyt licznych, lecz wojowniczych szczepów prusko - litewskich. Rdzenne ziemie Jaćwingów to pojezierze augustowskie, okolice Ełku i Suwałk oraz tereny nad Biebrzą. Jaćwingowie w swych łupieskich wyprawach począwszy od X - go wieku prąc na południe podbili słowiańskie plemiona nad środkową Narwią, Nurcem i częściowo nad Bugiem. Najeźdźcy jednak nie byli zbyt liczni i silni aby zapanować nad tymi ziemiami. Dali więc dużą swobodę podbitej ludności zadawalając się daninami. A miejscowi władycy stali się ich lennikami i sprzymierzeńcami. Stąd też częste wyprawy nie tylko Jaćwingów "- ale i pogańskich Słowian, nazywano wówczas potocznie wyprawami Jaćwingów. Państwo ich, jak byśmy to tak nazwali, zaczęło już upadać w końcu XII w. A upadło całkowicie, gdy Krzyżacy około 1285 roku podbili rdzenne ich ziemie, a ludność wyniszczyli podobnie jak Prusów. Pozostali Jaćwingowie na ziemiach wcześniej przez nich zdobytych stanowili znikomą mniejszość, zostali szybko wchłonięci - przez Słowian. A w wieku piętnastym zaginął już ich język nieznany nam do dziś. Obecnie po Jaćwingach pozostały tylko legendy i podania ludowe, krążące wśród ludu, jak też nazwy niektórych miejscowości i nazwiska w nadbużańskich okolicach np. Tararuj, Badura, Czyż, Celepa, Szmurło, Werpeh - Werpehowski itd. Większość historyków twierdzi, że oni tu nigdy nie zamieszkiwali. Moja opinia również jest podobna. Tytuł swej książce dałem taki tylko dlatego, aby dać upust legendzie. Przytoczę jednak urywek zapisków kronikarza Zygmunta Starego - Miechowity, Macieja Miechowskiego, żyjącego w latach 1456 - 1513. Kronikarz ten pisze, że jeszcze za jego czasów, gdy był młody, w północnej części Ziemi Drohickiej tu i tam mówiono nieznanym mu językiem, niepodobnym do litewskiego, ani żmudzkiego. Miechowita twierdzi, że był to język jaćwieski.

Trzy grody wiodą do dziś spór o miejsce, gdzie spoczywają prochy ostatniego wodza Jaćwingów - Kumała.

Niewiadoma, Drohiczyn i Brańsk. Ten ostatni wydaje się być miejscem najbardziej prawdopodobnym, gdyż pod Brańskiem Leszek Czarny zadał Jaćwingom wielką klęskę, gdzie poległ Kumał. Rozległe łąki w pobliżu tego miasteczka okoliczni mieszkańcy do dziś nazywają Kumałem.

Legendy i podania mówią, że gdy spadł on z konia, został zakłuty włóczniami, a wziętych do niewoli wojowników wymordowano.

 

Bliższe informacje można uzyskać u pana Mariana Pietrzaka, pod nr tel. 025 781 24 66.