Adam Borowy - Artysta malarz z Kosowa Lackiego

Łączę abstrakcję z realizmem

Adam Borowy
Adam Borowy

- Adam Borowy - 30 lat, kosowianin, absolwent Liceum Plastycznego i Akademii Sztuk Pięknych, kierunek- edukacja artystyczna. Nauczyciel i malarz. Najciekawsze obrazy: cykl pt. Postawy. Osiągnięcia: od 1999 r. udział w Artbarbakanie - wystawach twórców z Mazowsza organizowanych w Warszawie.

Jaką drogę trzeba przejść żeby zostać malarzem?

Można się wyedukować tzn. skończyć średnią szkołę plastyczną i studia, ale rynek wymusza od ludzi różne zachowania. Ktoś np. może skończyć malarstwo na akademii i nie zajmować się malarstwem, a reklamą. Ja maluję m.in. dlatego, że mieszkam w miejscowości, w której właściwie nic się nie dzieje, nie ma żadnych pokus. Mam przygotowanie do zawodu, ale bywały przypadki ludzi bez odpowiedniego wykształcenia, którzy stawali się malarzami prymitywistami, jak Beksiński, który skończył architekturę. Ja ukończyłem wychowanie plastyczne i maluję, bo właściwie zmusza mnie do tego obecna sytuacja.

Czy w tej dziedzinie trudno jest się wybić?

Z zawodowego malarstwa trudno wyżyć, trzeba robić jeszcze coś bardziej komercyjnego - jakieś kwiatki, pejzażyki, coś co łatwo jest sprzedać. Jeżeli ktoś chce uprawiać sztukę krytyczną, komentującą rzeczywistość, to musi się liczyć z trudnościami ze znalezieniem na nią nabywców.

Ja współpracuję z pewną fundacją w Warszawie, która organizuje wystawy nawiązujące do lat 60-tych, będące protestem przeciwko systemowi totalitarnemu. Teraz nie jest to już żaden protest, tylko kontynuacja tamtej twórczości. Malarz zyskuje uznanie, kiedy ma 50, 60 lat. W tej chwili to wszystko tak jakby się rozkręca.

Czy bywały takie momenty, kiedy pan zwątpił, że to wszystko ma sens?

Właśnie taki moment był ostatnio. Wziąłem udział w aukcji charytatywnej, którą organizowało Stowarzyszenie Wolontariuszy Na Rzecz Aids. Zaproszono na nią różnych znaczących ludzi, ale nikt nie przyszedł. Było tam kilkunastu artystów, tworzących rzeźbę i malarstwo. Liczyli, że pozyskają trochę funduszy na swoją działalność, ale niestety się zawiedli.

Co przedstawiają pana obrazy?

Maluję na zamówienie różne rzeczy - pejzaże, portrety, martwą naturę do wnętrz. Ale też maluję tak jakby dla siebie dużo obrazów z ciałem, związanych trochę z jogą. Ćwiczę tę gimnastykę wschodnią, a pozy z niej wykorzystuję w obrazie. Teraz maluję na konkurs Obraz Roku organizowany przez czasopismo Art and Business, dostępne na prywatnych rynkach i nakręcające koniunkturę. Polega to na tym, że każdy kto skończył 18 lat może dla nich malować, a później zostanie wybrana setka finalistów.

Czy ma Pan jakąś ulubioną technikę malarską?

Próbuję zestawiać np. abstrakcyjne tło z realistyczną postacią, tak żeby ta sztuka miała coś z przeszłości i ze współczesności. Tło może być wyczyszczone, a postać realna. Nie chcę cofać się do XVIII wieku i robić malarstwo realistyczne, gdzie wszystko jest tak jak zdjęcie dokumentujące. Jestem przeciwnikiem samej abstrakcji i samego realizmu.

Stara się pan wzorować na jakimś słynnym malarzu?

Z polskich malarzy fascynuje mnie Franciszek Starowiejski - jego sposób rysowania i zainteresowanie ciałem ludzkim. Inspiruje mnie też Francis Bacon - malarz angielski nowej generacji. Jego twórczość przedstawia pełne ekspresji postacie malowane na wyczyszczonym tle.

Jeśli chodzi o Kosów, to źródłem natchnienia są tu dla mnie twarze moich uczniów z gimnazjum, które maluję na podstawie fotografii. Na wystawie w Niemczech będą pokazywane m.in. właśnie te obrazy przedstawiające twarze młodych ludzi z Kosowa.

Czy łatwo jest pogodzić pasję malarską z pracą w szkole?

To się uzupełnia. Pokazuję efekt finalny mojej pracy swoim uczniom. Najbardziej interesują ich oni sami, jak zostali przetworzeni. Wiadomo, że tylko wybrane osoby są na moich obrazach, jednak oni wszyscy są ciekawi, jak pokazałem konkretne osoby z danej klasy, a nie jakieś postacie wymyślone nie wiadomo skąd.

Jak można zarazić młodzież taką pasją, żeby chciała w tej dziedzinie cokolwiek robić? Czy wypromowanie młodych talentów jest możliwe w warunkach szkolnych?

Ogólnie jest z tym ciężko. Zdarzają się osoby zdolne, ale są to wyjątki. Chciałbym popracować z nimi więcej w Domu Kultury. W szkole nie można dostatecznie skupić się na jednej osobie, trzeba obejmować jakby całość. W niewielkiej grupce można byłoby zdziałać znacznie więcej. Trzeba ukierunkowywać młodzież na pracę w domu, co w warunkach szkolnych jest niemożliwe i wymaga dodatkowej pracy. Taki mamy system nauczania. Lekcja trwa 45 minut, jest plastyka, a uczniowie już myślą, że np. na następnej godzinie ksiądz będzie odpytywał z katechizmu. Co innego, gdyby był to system blokowy.

Szczególne plany i marzenia związane z malarstwem?

Chciałbym znaleźć się w setce finalistów wybranych przez Art and business spośród 1200 osób. Dla mnie byłaby to na pewno nobilitacja. Nie wiąże się to z żadnymi korzyściami finansowymi. Nagrodę - 100 tys. zł otrzymuje tylko osoba, która zajmuje pierwsze miejsce, natomiast pozostali absolutnie nic.

Z czasopismem można potem nawiązać współpracę i to może być znaczące. Wystawy w Kosowie czy w Sokołowie z niczym się nie łączą. Odbyły się i tyle, a człowiek jeszcze musi w to zainwestować.

Dziękuję za rozmowę.
Justyna Byczuk