Tak zwani partyzanci...

Article Index

Od książki do pomnika
A jeśli chodzi o te pomniki, kto potem tam...
Te pomniki teraz powstały.
W latach dziewięćdziesiątych czy później?
Nie, jak Kaczyński doszedł do władzy. Utworzono... Aha, ja nie wiem, kiedy utworzono IPN, ale to chyba wcześniej trochę, to chyba jeszcze nie...
Chyba pod koniec lat dziewięćdziesiątych, ale nie jestem pewna.
W każdym razie ustawa o IPN-ie to była najpierw taka inicjatywa może nawet sensowna, ona miała przecież odkrywać białe plamy, prostować tę zafałszowaną historię. Ale to później, za czasów prezydenta Kaczyńskiego i premiera Kaczyńskiego, ten Instytut przekształcił się w polowanie na ludzi, którzy nie tylko nie byli jakimiś komunistami, ale jeśli ktoś nie był narodowym katolikiem, to już był... To już był...
Podejrzany?
Podejrzany. O to chodzi właśnie. Jeśli chodzi o ten IPN, to... Historycy IPN – oni się nie bardzo opierają na faktach. Oni po prostu mają jakąś ideę i dla tej idei tworzą fakty. I to jest właśnie straszne, bo przecież oni przedstawiają tę historię w taki sposób, że istniał straszliwy sprzeciw społeczeństwa przeciwko władzy i istnieli ci bohaterowie wielcy w lasach, którzy walczyli. I wyciągają te historie, odkurzają i stawiają pomniki ludziom, o których wiem, że byli bandytami. Ale jak ja kiedyś zadzwoniłam... Bo jest jeszcze Światowy Związek Żołnierzy AK, zadzwoniłam do tego Związku, czy oni coś mogą się dowiedzieć o moim ojcu jako o akowcu. Jeden z nich powiedział tak: Proszę pani, to są takie mętne czasy, tak nigdy do końca nie wiadomo, jak było. Nie mamy dokumentów, nie mamy świadków, nie bardzo znamy te całe historie, więc trudno nam będzie powiedzieć coś o pani ojcu. I ja wtedy zareagowałam: Jak to? Ale macie takie jednoznaczne informacje, żeby stawiać pomniki, żeby określać, kto był takim prawdziwym bohaterem, a kto był agentem, zdrajcą czy jakimś tam nieprawomyślnym, czy kimś, kto... A już najciekawsze jest to, że ja w jednej książce czytam o kimś, że był agentem, a w drugiej, że był bohaterem, no. Po prostu podają nazwiska tych ludzi. Przecież jeśli się nie ma tak dokładnych informacji, to jak o kimś można powiedzieć, że był agentem? Takich rzeczy nie wolno robić. To już jest chyba wbrew tej sztuce nawet.
Chodzi o to, że oni nie sprawdzają faktów, tylko prezentują te, które im pasują do tezy?
Ja myślę, że oni nawet nie mają gdzie sprawdzić tych faktów. Po prostu opierają się na różnych.., opierają się na informacjach różnych partyzantów, ale tamci też przekazują..., po pierwsze, swój punkt widzenia przedstawiają w swoich notatkach; poza tym mogą jakieś niewygodne fakty przemilczać, prawda? Mogą inne jakoś wyolbrzymiać, mogą z siebie robić większych bohaterów, niż na przykład byli. Mogą kogoś przez jakąś niechęć do niego... Mogą kogoś skrzywdzić. No, rzucić na niego jakieś podejrzenie. Po prostu to powinno być bardzo dokładnie sprawdzane wszystko, a jeśli nie ma gdzie sprawdzić... Powinno się dać spokój już tym pomnikom.
Wracając do pomnika „Sokolika”... To było już w czasach po ustawie o IPN. Kto był inicjatorem tam, na miejscu?
Jest taka fundacja „Pamiętamy”[6]; to ta fundacja wyciąga właśnie takie sprawy. I oni te pomniki dalej stawiają. To jest chyba pod egidą Światowego Związku Żołnierzy AK i IPN-u. Właśnie jeśli chodzi o pomnik „Sokolika” konkretnie, to był na otwarciu biskup [Antoni] Dydycz, czyli biskup podlaski, był minister [Kazimierz Michał] Ujazdowski. No tak, minister Ujazdowski, biskup Dydycz, czyli to było za czasów, kiedy premierem był Jarosław Kaczyński. No to właśnie wtedy postawiono pomnik „Sokolika”.
A skąd jest ta fundacja „Pamiętamy”? Z Podlasia czy...?
Nie, to jest taka ogólnopolska. Ja nic nie wiem o tej fundacji. Wiem tylko, że tam szukałam właśnie informacji o „Sokoliku”. Ale na Podlasiu powstał jeszcze taki pomnik (chyba Wymysły to są, taka mała wieś) pomnik Oleksiaka[7] – to jest brat właśnie obecnego prezesa Światowego Związku Żołnierzy AK. To jest postać, którą się powinno opisać, bo to jest taka historia, że to był dzieciak, który miał chyba z dziesięć lat, jak się wojna zaczęła, nie chodził do żadnej szkoły w czasie wojny, bo był ze swoim bratem w lasach. Tam pomagał czyścić broń czy coś, w każdym razie był dzieciakiem, który się interesował tą wojenką, i później czytałam w jego życiorysie – to było dla mnie niesamowite, że w 1946 r., w 1946 r.... W 1945 r. już były otwarte szkoły, już działały szkoły, więc w 1946 r. on miał 16 lat, ten dzieciak powinien pójść do szkoły w 1946 r., a on wziął broń i poszedł do lasu.
A on był w tym oddziale razem z bratem, który jest teraz przewodniczącym Związku Żołnierzy?
Nie, ten jego brat był gdzieś... Walczył gdzieś koło Wilna chyba, on był na terenach wschodnich, nie był tutaj na Podlasiu, ale miał jeszcze dwóch braci. Czterech ich było, czyli jeden żyje – to ten właśnie prezes Światowego Związku Żołnierzy AK. Drugi zginął w 1943 r. w Sokołowie Podlaskim, był w partyzantce, w AK. Zginął, zdaje się, w jakimś starciu z Niemcami. Zginął w walce z Niemcami. Czyli był partyzantem prawdziwym, zginął w walce z Niemcami i ma pomnik. W porządku, ale drugi jego brat... Znaczy trzeci jego brat...
Jeden koło Wilna, drugi zginął w Sokołowie...
Stanisława Badurka. Fot. Krystyna Badurka-RytelTak. Trzeci był w lasach podlaskich, był w oddziale partyzanckim, w oddziale leśnym. I jego pomocnikiem, a w każdym razie był też w tym oddziale leśnym ten dzieciak. Ten najmłodszy. Tamten chyba przeżył wojnę – ten trzeci, nic o nim nie wiem. A ten czwarty właśnie poszedł do oddziału „Sokolika” i później, jak ten oddział się podzielił, on był drugim dowódcą – poza „Sokolikiem”, ale to był oddział już złożony z paru partyzantów. Oni już tylko później rabowali i zabijali Polaków. Instytut Pamięci Narodowej upamiętnia dzisiaj takich „bohaterów”. Uważam, że państwo polskie najwięcej do zawdzięczenia ma matkom tamtych czasów, bo to głównie na ich barkach spoczywał ciężar wyżywienia i wychowania dzieci.
Nasza wspaniała, dzielna mama [Stanisława Badurka], występująca w dwóch rolach: była jednocześnie i matką, i głową rodziny dla pięciorga dzieci od 1945 do 1969 r.
Jak Pani mama, Pani rodzina uciekała w 1953 r., to czy jeszcze były takie bojówki w okolicy?
W 1956 r. chyba zginął ostatni partyzant. W 1955 czy 1956 – tak, że jeszcze były, jeszcze po lasach były takie resztki. Ja nie pamiętam, kiedy zginął „Młot”[8]. – Jeden z tych najważniejszych, „Łupaszka” był najważniejszym dowódcą na tym terenie, a zdaje się, że „Młot” jemu podlegał. „Młot” został zabity przez swego podkomendnego, ale o tym się wyraźnie w książkach nie pisze. Był jeszcze taki dowódca – „Socha”[9] się nazywał – jego akurat grób jest w Łazówku i też jego śmierć jest bardzo zagadkowa. On był, on był dowódcą, był dowódcą Obwodu AK Sokołów Podlaski. To jeszcze było w czasie wojny – dowódca AK. On wszedł do... Wszedł do mieszkania jakiegoś partyzanta i po chwili wyniesiono trupa.
Jego trupa?
Tak, jego trupa. Pochowali go oczywiście z wielkimi honorami, to jest wielki bohater, tylko w książkach jest taka informacja, że zginął podczas czyszczenia broni. Partyzant, który tyle lat w czasie wojny walczył... Znaczy z bronią w ręku walczył, bo przecież to było jego podstawowe narzędzie, prawda? I on zginął w trakcie czyszczenia broni. No, takie sytuacje.
Chodzi o to, że ukrywają w ten sposób fakt, że prawdopodobnie ktoś z jego ludzi go zabił?
To są bardzo zagadkowe te przypadki takich śmierci, tylko chodzi o to, że tego nikt nie stara się wytłumaczyć sensownie. Powinno się właściwie wyjaśnić, jakie były..., jakie były powody, że ginęli dowódcy, prawda? Że ginęli w takich niejasnych okolicznościach. Jeśli nie w starciu z ubowcami.
Czy trafiła Pani na książkę, w której rzeczywiście byłaby napisana prawda o kimś? Że to było tak, że porachunki...?
Mam taką książkę, na przykład jest opisany taki partyzant, on się nazywa... On miał pseudonim „Tajfun”Książka Jadwigi Kosieradzkiej - Trzcińskiej: Minione lata. Czasy okupacji i zniewolenia[10]Arkadiusz Czapski, ps. „Tajfun”, Czapski chyba miał na nazwisko. W Dzierzbach miał narzeczoną, spotkał ją, jak szła ze swoimi rodzicami, i pyta: Wyjdziesz za mnie? Ona powiedziała: Nie. Wyciągnął broń i ją zastrzelił. Na oczach rodziców. Jest jednym z bohaterów dzisiaj. Ale to, że zabił dziewczynę, to nie ma znaczenia? Za to się nie ocenia? No, ja tylko podaję przykład, jak niektórzy z nich byli strasznymi bandytami, prawda? Taki przykład...
Albo żali się żona dowódcy, takiego prawdziwego dowódcy[11] z Jabłonny chyba. Zapomniałam jego nazwisko. Ona mówi tak – jechała kiedyś, już mąż nie żył... Nie, mąż był, mąż aresztowany został przez UB i wysłany na Syberię. Ona jechała na targ, wiozła coś do sprzedania i sprzedała, po czym napadli ją partyzanci i obrabowali. I co się okazało? Że to byli jej..., to znaczy z jego oddziału. Partyzanci z jego oddziału – jego podkomendni. I ona miała taki straszny żal, że wyprowadziła się z tamtych okolic. Powiedziała: No, dobrze, ja bym im być może dała nawet te pieniądze, jak oni mogli? Przecież mój mąż był ich dowódcą.
I oni wiedzieli, że ona jest jego żoną?
Ale oczywiście! Oni specjalnie ją... Bo widzieli, że ma pieniądze, obrabowali ją, żonę dowódcy. No, więc morale tych ludzi było żadne. Dzisiaj przypisywać im, że oni walczyli w imię jakiejś szlachetnej idei, no to... Walczyli o przetrwanie w taki sposób, w jaki umieli. Przecież mogli normalnie żyć, ale nie chcieli.
A wracając do tej książki...
Ja Pani dam tę książkę!
Jaka to jest książka?
To jest książka napisana przez taką panią właśnie z Dzierzb... [Kosieradzka-Trzcińska 2001]. Nie, z Jabłonny. Ona już nie żyje, to była staruszka. Kiedy moja siostra była u niej, ona jej tę książkę dała. A myśmy nie wiedzieli nic o tej książce, dopiero nam ksiądz powiedział z Seroczyna, że jest taka książka, która opisuje taką prawdę, jak ona wyglądała. Bo ona, ona pisze o niewielu ludziach, ale tylko o tych, o których wiedziała naprawdę, jak było. I właśnie opowiadała o tym, że ten chłopak zabił swoją dziewczynę. A ja jeszcze na przykład – tylko to są nieoficjalne wiadomości; powiedziano mi, że mam nie podać nazwiska, od kogo wiem. Ale wiem, ale coś takiego wiem, że dowódca jednego z tych leśnych oddziałów zabił swoją dziewczynę w lesie...