Getto w Sokołowie Podlaskim

Article Index

 

Likwidację getta mogło przeżyć kilkadziesiąt osób schowanych we wcześniej przygotowanych skrytkach lub tych, którzy w przeddzień likwidacji opuścili miasto. Tak wspomina Marian Pietrzak: „Niektórym jednak udało się wyjść i ukryć się w okolicznych wsiach. Udawało się czasem i niektórym żydowskim dzieciom. Błądziły one wówczas przez kilka lub kilkanaście dni po rogatkach miasta, żywione przez Polaków, dopóki nie schwytali ich żandarmi. Jednym z nich była mała żydowska dziewczynka około dziesięciu lat. Bawiła się ona z polskimi dziećmi, które ją karmiły. Na noc mała zakradała się do pobliskich stodół i budynków gospodarskich, aby w nich przenocować. W dzień znów przychodziła do polskich dzieci. Trwało to kilkanaście dni. Aż któregoś dnia jeden z niemieckich szpicli dał znać żandarmom o żydowskim dziecku. Wtedy jeden z nich udał się na poszukiwanie i wytropił dziewczynkę. Stała akurat w grupie polskich koleżanek. Kiedy mała spostrzegła zbliżającego się do niej żandarma, zamarła ze strachu. Nie mogła uciekać. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Stała nieruchomo, wpatrzona w zbliżającą się postać w zielonym płaszczu. Myślała, że może ją minie podobnie jak minął już kilkoro polskich dzieci. Przecież jest podobna do swoich polskich koleżanek, z których kilka też ma ciemne włosy i oczy jak ona. Żandarm jednak zbliżył się prosto do niej. Mała nie wiedziała, że oprócz ciemnych włosów i oczu zdradzają ją także semickie rysy twarzy. Żandarm podszedł do dziewczynki, schwycił ją za kołnierz i warknął: – Jude? Żydówka podniosła do góry swe wylękłe oczy i spojrzała w milczeniu na twarz swego prześladowcy. W głowie nie mogło się jej pomieścić, dlaczego schwycił właśnie ją? Przecież tak samo jest dzieckiem jak inne. Dlaczego? Cóż mu jest winna? W czym zawiniła? Zawiniła tym, że urodziła się Żydówką? – Loss! Loss! – krzyknął Niemiec, popychając ją do przodu. Żydówka ruszyła przed siebie. Zdrętwiałe nogi zaczęły się powoli rozluźniać. Żandarm skierował ją do ulicy Siedleckiej. Mała spojrzała przed siebie. Przed nią był most na rzece Cetyni, potem skrzyżowanie ulic, dalej cmentarny mur polskiego cmentarza porosłego starymi wiązami, dalej cmentarz żydowski, gdzie ostatnio rozstrzeliwano schwytanych Żydów. Spojrzała na odpiętą kaburę wiszącego u pasa pistoletu. Zrozumiała, po co ją tam Niemiec prowadzi. Ale ona nie chciała umierać – chciała żyć. Chciała, jak jej koleżanki biegać, bawić się, cieszyć się słońcem. Schwyciła więc za rękę żandarma, przytuliła do ust i zaczęła ją całować i prosić Niemca, aby jej nie zabijał. Ale ten wyrwał się z uścisku Żydówki, krzyknął groźnie i kazał iść dalej. Mała jednak nie chciała iść na śmierć. Wykręciła się znów, schwyciła go za rękę, zaczęła płakać i prosić po żydowsku i polsku. Żandarm krzyknął, chciał się oderwać od Żydówki, ale ona trzymała go mocno za rękę, oblewając ją łzami. Oderwawszy od siebie, wiódł ją dalej w kierunku żydowskiego cmentarza. Ta jednak co chwilę chwytała Niemca za ręce, łapała się jego butów, prosząc, aby jej nie zabijał. Twarz żandarma była jednak obojętna i nieczuła na płacz i prośby żydowskiego dziecka. Wyglądała, jakby była z drzewa czy gliny”32. Inny świadek, Zdzisław Rozbici, zapamiętał morderstwo innej dziewczynki: „Na moich oczach zastrzelono Żydówkę: miała nie więcej niż czternaście-szesnaście lat. Tego dnia (było to już po likwidacji getta) prowadziłem z pastwiska krowę. Zbliżał się wieczór. Dziewczyna szła, na jej nieszczęście, polną drogą, zamiast na przełaj, przez pola. Widocznie zabłądziła, nie wiedziała, co z sobą zrobić. Szła jak nieprzytomna. Wiedziała jaki los spotkał już jej rodzinę. Pobliskie lasy były w kierunku wschodnim, a ona szła na zachód. Przy drodze rosła wysoka, jeszcze nie skoszona trawa. Z niej niespodziewanie podniosły się dwie postacie. Ona w uniformie pielęgniarki niemieckiej, on w mundurze. Oboje byli z polowego szpitala, w którym leczono rannych żołnierzy z frontu wschodniego, mieszczącego się w budynku księży salezjanów na końcu miasta. Zanim się zorientowała, co jej grozi, Niemiec już był przy niej z pistoletem w ręku. Próbowała się bronić, uciekać, ale była tak słaba, wycieńczona, że padła tylko na kolana, prosząc o litość. Droga była na tyle wąska, wiadomo polna, że przechodząc obok wszystko widziałem. Niemiec załadował pistolet. Żydówka rzuciła się na jego buty, objęła je, coś mówiła. Cios w piersi nogą. Już nie klęczała, leżała. Strzał. Nie pozbawił jej jeszcze życia. Resztkami sił uniosła się nieco na bok i prosiła teraz pielęgniarkę o litość, obejmując ją za nogi. Kolejne dwa strzały. Para kochanków z uśmiechem na twarzach, pogodnie gaworząc oddaliła się w kierunku szpitala”33.
Kazimierz Miłobędzki, mieszkaniec Sokołowa, uratował trzy Żydówki. W czasie wojny pracował w Komisarycznym Zarządzie Zabezpieczonych Nieruchomości jako administrator rejonu. Żydom nie wolno było posiadać własności, dlatego też powołano Zarząd, który zawiadywał majątkiem żydowskim. Do Kazimierza Miłobędzkiego zgłosił się doktor Holcer z prośbą o wysłanie do Niemiec na tzw. „roboty” jego kuzynki, która pochodziła z Łodzi. Miała ona fałszywy dowód na nazwisko „Korczak”. Miłobędzki uzyskał dzięki znajomościom skierowanie do pracy i odwiózł tę osobę do Warszawy na ulicę Skaryszewską. Kolejną osobą, której pomógł Kazimierz Miłobędzki była Gołda Hochberg. Załatwiono jej wyjazd „na roboty” pod fałszywym nazwiskiem Franciszki Drewicz. Pracowała w Berlinie w fabryce amunicji. Zgłosiła się również do niego Perla Morgensztern, wnuczka sokołowskiego rabina. Uniknęła ona śmierci podczas likwidacji obozu w Szczeglacinie. W czasie pobytu w tym obozie, od czasu do czasu odwiedzała swoją koleżankę Wronkowską, zamieszkałą w Korczewie, odległym zaledwie 3 km od Szczeglacina. Gdy przebywała u niej, tj. 22 października 1942 r., nastąpiła „likwidacja” obozu. Mąż pani Wronkowskiej, Jan, sekretarz gminy w Korczewie, przekazał jej metrykę urodzenia na nazwisko Genowefa Głowacka. Kazimierz Miłobędzki natomiast uzyskał „skierowanie” do pracy na terenie III Rzeszy. Wszystkie trzy kobiety przeżyły szczęśliwie wojnę. Perla Morgensztern wyszła za mąż za ostatniego rabina w Siedlcach, Nejmana. Wkrótce jednak wyemigrowali do USA. Za swoją postawę Kazimierz Miłobędzki otrzymał medal „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” przyznawany przez Instytut Yad Vashem w Jerozolimie34.

W majątku Czekanów, gm. Jabłonna Lacka, którego dzierżawcami byli państwo Pietraszkowie, ukrywało się 16 Żydów sokołowskich, m.in. Josef Kopyto z żoną i dwoma synami, ośmioosobowa rodzina Mizieńskich (Miedzieńskich), tj. Moniek Mizieński z dwiema córkami – Motlą i Rywką, synami – Dawidem, Ickiem i Herszkiem, zięciem Mojszem i trzyletnim wnuczkiem. Rodzina Miezieńskich pochodziła z Łuzek i była przedwojennymi sąsiadami Pietraszków. W zabudowaniach gospodarzy znalazła również schronienie sokołowska rodzina żydowska Lenderów, Fajga z siostrą Chawą, która miała dwie córeczki: czteroletnią Nolę i sześcioletnią Gienię. Oprócz Żydów Pietraszkowie ukrywali dwóch Ślązaków: Janka i Janusza oraz jeńca radzieckiego. Schronienie znalazł u nich także Aleksander, który ukrywał się przed wywiezieniem „na roboty przymusowe” do Rzeszy. Państwo Pietraszkowie pomagali i innym potrzebującym, którzy ukrywali się w pobliskich lasach i na polach. Dokarmiali m.in. córkę i siedmioletniego synka Lutermana z Sokołowa Podlaskiego oraz trzecie, nieznane z nazwiska dziecko. Dzieci niestety zginęły, wysadzone granatem w schronie. Dokonali tego najprawdopodobniej Polacy35. Państwo Pietraszkowie tworzyli przykładną rodzinę, byli bardzo religijnymi katolikami. Wszyscy ukrywający się u nich ludzie przeżyli szczęśliwie wojnę, choć nie brakowało chwil, które mogły się zakończyć śmiercią gospodarzy. Tak wspomina Josef Kopyto: „We wsi Tchórznice mieszkał jeden Żyd z rodziną, później przeniósł się do sokołowskiego getta. Z całej rodziny tego Żyda pozostał tylko jeden syn. Chodził po lasach i ukrywał się po wsiach. W 1944 r. Niemcy go złapali. Wówczas on wydał wielu gospodarzy, którzy mu pomagali. Niemcy tych gospodarzy zabili. Na niego zaś Niemcy, po otrzymaniu od niego wszystkich poufnych im wiadomości, naszczuli psa. Ten przypadek wywołał wielką panikę wśród Polaków i myśmy to też odczuli. Pietraszkowa bała się nas trzymać”36. W chwilach zwątpienia, pani Pietraszkowa szukała pocieszenia w modlitwie. Josef Kopyto zapamiętał jej słowa: „Jak wierzycie w Boga, to się módlcie. Co będzie z Wami, to będzie ze mną. Doszła do obrazu Matki Boskiej. Uklękła, przeżegnała się, zmówiła kilka pacierzy i powiedziała mi: „Ta Matka Boska nas uratuje od wszystkiego złego. Bądźcie spokojni. Będzie dobrze”37.

Niemcy, widząc pozytywne nastawienie i aktywną pomoc udzielaną Żydom przez część społeczeństwa polskiego, postanowili karać za taką postawę śmiercią. 24 lutego 1943 r. okupanci niemieccy przeprowadzili pacyfikację Paulinowa. Akcja ta była przeprowadzona na szeroką skalę i poprzedzona rozpoznaniem. Posłużono się tu prowokacją. Rozpoznania dokonał szpieg. Dołączył do ukrywających się w okolicy Żydów, podając się za francuskiego zbiega z transportu do Treblinki. Żydzi, głównie zbiegli z getta sterdyńskiego, znaleźli schronienie w Paulinowie i pobliskim lesie. Na noce przychodzili do budynków dworskich. Nocowali w stajni, do której wpuszczał ich Franciszek Kierylak. Prowokator dołączył do Szymela ze Sterdyni, który był szkolnym kolegą Czesława Kotowskiego z Paulinowa. Przychodzili więc razem do Paulinowa po żywność, otrzymywali schronienie i zasięgali informacji o sytuacji w kraju i na świecie. Agent skrzętnie zbierał informacje o tym, kto udziela pomocy. Do przeprowadzenia akcji pacyfikacyjnej ściągnięto dużą ilość wojska i policji. Ocenia się ich liczbę na 2 tys. Przyjechali 60 samochodami z Ostrowi Mazowieckiej wczesnym rankiem. Folwark i wieś otoczono ze wszystkich stron. Linia obławy o długości ok. 10 km przebiegała od szosy Sterdyń - Sokołów przez Las Zembrowski, pod Wymysły, dalej Ratyniec i Dąbrówkę. Po „zamknięciu” w ten sposób Paulinowa i pobliskich terenów, agent z pomocą gestapo i żandarmerii wskazywał „winnych”. Na samym początku zastrzelono stajennego Franciszka Kierylaka, lat. 50, potem Józefa Kotowskiego, lat. 56, jego żonę – Ewę Kotowską, lat 54, i syna – Stanisława Kotowskiego, lat 25. Aresztowano sześć osób: Jana Siwińskiego, lat 50, Franciszka Augustyniaka, lat 25 (zięcia Siwińskiego), Mariana Nowickiego, lat 36 (pochodził z Kolonii Ratyniec Stary), Ludwika Uziębło, lat 45 (pochodził z Kolonii Ratyniec Stary), Zygmunta Drągasa, lat 25 (wysiedleniec z poznańskiego, mieszkał u Uziębły), Stanisława Piwko, lat 31 i Aleksandra Wiktorzaka, lat 50. Wszystkich aresztowanych odprowadzono do lasu i rozstrzelano. Po wojnie rodziny ekshumowały ciała i przeniosły na cmentarz w Sterdyni38. Mieszkanka Sokołowa, Mogielnicka Ewa wraz z chorym mężem, ukrywała przez 18 miesięcy Fejgę i Szloma Bużny39.

Ostatnie grupy robocze złożone z sokołowskich Żydów zostały wymordowane w marcu 1943 r. Po zajęciu Sokołowa Podlaskiego przez Armię Czerwoną do miasta wróciło 45 ocalałych osób. Wśród nich byli: Rubin Miodowski, Gołda Hochberg, Perla Morgersztern, Rubin Figowy, Josef Kopyto, Lenderowie, Rafałowicz, Grynberg z żoną i dwojgiem dzieci, Ida Ciechonowicz, Gedalie Witna, Buźni z siostrą, rodzeństwo Elster (brat i siostra), Judka Kenigsberg, Moszko Sztutman, Szymon Grynszpan, Szmulek Mizieński. Wszyscy oni ocaleli dzięki pomocy Polaków. Rafałowicz, przedwojenny działacz religijnej partii „Mizrachi”, został ostatnim sokołowskim rabinem. Oprócz wyżej wymienionych osób w mieście zamieszkiwali: Wierzbicki Mosze, Cepelewicz Gdal, Cepelewicz Sabina, Grudko Icek, Przeniczny Jankiel, Branicki Aron, Chochberg Chaim, Farsztejn40. W 1945 r. w okolicach Sokołowa Podlaskiego nasiliły się walki miedzy „władzą ludową” a zbrojnym podziemiem. Żydzi zaczęli opuszczać miasto i kraj, udając się do USA, Argentyny czy Palestyny. A gdy zabrakło Żydów w mieście, nastąpiła zmiana ulic. Ulicę Bóżniczną, która została tak nazwana, gdyż przy niej znajdowała się synagoga, zamieniono na Magistracką. Szkolną, przy której zawsze funkcjonował cheder ,zamieniono na Kuśnierską41.
 

Przypisy:
1) T. Krawczak, Nieznani powstańcy styczniowi z Podlasia. |w:| Prace Archiwalno – Konserwatorskie na Terenie Woj. Siedleckiego, z. 6. (1996), s. 45 – 87.
2) M. Pietrzak, Sokołów Podlaski dawniej i dziś, [ Sokołów Podlaski 2002], s. 120.
3) Szczegółowe informacje patrz: Archiwum Państwowe w Siedlcach (dalej APS), Sąd Apelacyjny w Warszawie.(Sprawy wszczęte w Sądzie Okręgowym w Siedlcach) 1919 – 1951. sygn. 3972 (dot. sprawy Eugeniusza Trzcińskiego i innych).
4) Żydowski Instytut Historyczny w Warszawie (dalej ŻIH ), Josef Kopyto, Relacja 301/4085 s.6.
5 )Tamże, s. 6 – 7.
6) ŻIH, Szepsel Grinberg, Relacja 301/3979.
7) W innych relacjach Labe, kierownik Arbeitsamt-u.
8) T.Brustin – Berenstein, Deportacje i zagłada skupisk żydowskich w Dystrykcie Warszawskim. |w:| „ Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego”. nr 1 (1952), s. 124 – 125.

9) 20 000 jest to oficjalna liczba Żydów w połączonych powiatach Sokołów – Węgrów. Według Kazimierz Witta, autora pracy pt. Sokołów Podlaski w latach 1939-1950 zamieszczonej w publikacji Dzieje Sokołowa Podlaskiego i jego regionu pod. red. Józefa Kazimierskiego liczba Żydów w powiecie określona została na ok. 25 000 i nie obejmowała przesiedleńców.
10) Eksterminacja Żydów na ziemiach polskich w okresie okupacji hitlerowskiej. Zbiór dokumentów. Zebrali i opracowali: T.Berenstein, A. Einsenbach, A. Rutkowski. Warszawa 1957. s. 108.
11) K. Witt, Sokołów Podlaski w latach 1939-1950. |w:| Dzieje Sokołowa Podlaskiego i jego regionu, pod. red. J. Kazimierskiego. Warszawa 1982. s. 219.
12) APS, Akta Miasta Węgrów. Korespondencja ogólna. Rok 1941. sygn. 46, k. 45. Okólnik nr 50 z dn. 9 grudnia 1941 podpisany dr Herrmann.
13) Z. Rozbicki, To widziały oczy moje, /w:/ Czarny rok… czarne lata, opr. W. Śliwowska, Warszawa 1996, s. 392.
14) ŻIH, J. Kopyto…, s. 7-8.
15) Tamże s. 10, pisownia poprawiona przez autora.
16) M. Pietrzak, Sokołów Podlaski dawniej i dziś…, s. 34-35.

 17) Tamże, s. 25.
18) Z. Rozbicki, To widziały oczy moje…, s. 392.
19) M. Pietrzak, Sokołów Podlaski w latach…, s. 19.
20) Tamże, s. 19 – 20.
21) APS, Akta Miasta Węgrów. Protokoły przesłuchania w sprawie wypadków, protokoły Kom. Sanitarnej. Korespondencja. sygn. 51. k. 347.
22) APS, Akta Gminy Korczew. sygn. 69, k. 63.
23) Tamże, k. 1, 151.

24) M. Pietrzak, Sokołów Podlaski w latach …, s. 22 – 23.

25) ŻIH, J. Kopyto …, s. 4.26. APS, Zbiór afiszów okupacyjnych pow. Sokołów Podlaski. sygn. 48.
27. H, Alek Hamburger. Relacja. sygn. 301/ 4507. s. 1 – 4.
28. ŻIH, J. Kopyto…,. s. 22 – 25.
29. Z. Rozbici, To widziały oczy moje …,s. 393-394.
30. ŻIH, Szepsel Grinberg, Relacja. sygn. 301/3979.
31. M. Pietrzak, Sokołów Podlaski w latach …, s.42-43, 45-46.
33. Z. Rozbicki, To widziały oczy moje …, s. 394.
34. K. Miłobędzki, Kto ratuje jedno życie jakby cały świat ratował. Sokołów Podlaski 1983 s 1-13.(maszynopis)
35. ŻIH, J. Kopyto …, s. 52.
36. Tamże, s. 61.
37. Jak wyżej, s. 43.
38. W. Piekarski, Obwód Armii Krajowej Sokołów Podlaski „Sęp, Proso ” 193– 1944.Warszawa 1991 s. 26 – 27.
39. ŻIH, Ewa Mogielnicka, Relacja sygn. 301/3396.
40. APS, Akta Miasta Sokołów Podl. Budżet 1944/1945 i wykonanie. sygn. 10. Osoby podane jedynie na podstawie żydowskich imion lub nazwisk .
41. APS, Akta Miasta Sokołów Podl. sygn. 7. k.15.