Lech Zakrzewski

Article Index

Bard Podlasia z Niecieczy

Lech Zakrzewski
Lech Zakrzewski

- W latach 1987-1996 był dyrektorem Gminnego Ośrodka Kultury w Jabłonnie Lackiej. Poeta, muzyk, konferansjer, społecznik - to jeszcze nie wszystkie określenia, charakteryzujące sylwetkę i działalność tego twórcy. Bard - jest jedną z bardziej celnych nazw, którą z powodzeniem można użyć w tym przypadku. Wkrótce Lech Zakrzewski będzie obchodził 15-lecie swojej działalności artystycznej.

 

 

Jak znalazłeś się w Niecieczy?

Na studiach w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu poznałem podlasiankę z Niecieczy. Wkrótce została moją żoną i w roku 1986 osiedliłem się w tej miejscowości na stałe.

Kiedy po raz pierwszy stanąłeś na estradzie?

W 1987 roku, biblioteka publiczna w gminie Jabłonna Lacka obchodziła 40-lecie swojego istnienia. W związku z tym narodził się pomysł stworzenia jakiejś miejscowej grupy artystycznej, która przygotowałaby program rozrywkowy na ten jubileusz. Zebrało się parę osób i zmontowaliśmy naprędce kabaret "Dama".

W programie znalazły się różne satyryczne teksty oraz pierwsze moje piosenki przy gitarze. Program tak się spodobał, że wkrótce objechaliśmy z nim inne gminy naszego obecnego powiatu, a później województwo i nie tylko.

Czy robiłeś to jako dyrektor GOK w Jabłonnie Lackiej?

Jeszcze nie. Na tej pierwszej imprezie narodził się zamysł utworzenia Gminnego Ośrodka Kultury. Tak też wkrótce się stało. Powołano tę instytucję i zaproponowano mi objęcie funkcji dyrektora.

Kto tworzył kabaret?

Pięc osób. Ja jedyny byłem z Niecieczy - gmina Sabnie, a wszyscy pozostali byli mieszkańcami Jabłonny Lackiej, W. Michalczuk, G. Kamont, Z. Plichta i T. Wróblewska.

Jeździliście także na imprezy ogólnopolskie?

Tak. Braliśmy udział w wielu konkursach i przeglądach kabaretowych, np. Przegląd Kabaretów Wiejskich w Chełmie. W tym czasie pisałem najwięcej piosenek kabaretowych i powstał wtedy jeden z moich najbardziej charakterystycznych przebojów, który za mną ?chodzi? do dzisiaj. Jego główny refren brzmi - Nie wyjeżdżaj Maryśka do miasta.

Po okresie twórczości kabaretowej zająłeś się bardziej wyszukanymi formami przekazu. Jakimi?

Mniej więcej do 1991 roku, kiedy kabaret występował i funkcjonował, pisałem głównie wesołe piosenki. Później zainteresowałem się poezją i zacząłem występować z własnymi piosenkami, w których nie brakuje romantyzmu i realizmu.

Doczekałeś się nagrania już trzech własnych kaset...

Na dwóch pierwszych kasetach nagrałem swoje piosenki przy akompaniamencie gitary i jakichś "przeszkadzajek". W maju ubiegłego roku nagrałem trzecią kasetę z zespołowym podkładem i aranżami Radka Świderskiego, który także pomagał mi w poprzednich nagraniach. Znalazł się na niej repertuar przekrojowy, ze wszystkich okresów mojej twórczości.

Które swoje sukcesy najmilej wspominasz?

W 1989 roku na siedleckim Satyrykonie otrzymałem nagrodę za indywidualność tego przeglądu. Bardzo miło wspominam występy w Baranowie Sandomierskim w pałacu będącym miniaturą Wawelu. Nie zapomnę też klimatu krakowskich kawiarni, gdzie w roku 1992 występowałem ze swoimi mini-recitalami w ramach krakowskiej Panoramy Literackiej.

Od pewnego czasu występujesz także w kościołach...

Od roku 1994 zainteresowałem się poezją chrześcijańską. Od tego czasu z tym repertuarem występuję w kościołach i na różnych imprezach organizowanych przez Kościół.

O wszystkim mówisz skromnie, jednak objechałeś prawie całą Polskę. Jak wspominasz te 15 lat?

Dało mi to wielką możliwość zobaczenia Polski. Faktycznie, kiedy spojrzeć na mapę Polski z 49 starymi województwami, to nie byłem tylko w dwóch - suwalskim i kaliskim.

Bardzo się cieszę, że poznałem wielu ludzi. To jest taki kawałek życia, który zawsze pozwala mi spojrzeć na całe swoje życie z pewną refleksją.

Jaką?

Wiodłem często życie chmurne i durne. Było też parę fajnych momentów, których nie zapomnę do końca życia, ale pozostaną one moją tajemnicą.