Jak się żyje w stolicy Jemenu, Sanie, opowiada autor miłosnej epopei „We władzy szejka”, Igor Kaczmarczyk
- redakcja
Jak się żyje w stolicy Jemenu, Sanie, rozmawiamy z autorem miłosnej epopei „We władzy szejka”, Igorem Kaczmarczykiem.
Jemen i jego stolica Sana – opisane w „We władzy szejka” – kiedy Pan tam przebywał? Jak wspomina Pan ten kraj i miasto? Co najbardziej utkwiło w pamięci? Czy wie Pan, jak tam się żyje ludziom obecnie?
Kiedy pracowałem jako konsul RP w Arabii Saudyjskiej, Jemen podlegał naszej kompetencji, co oznacza, że moje obowiązki konsula wypełniałem także w tym kraju. Było to związane z likwidacją Ambasady RP w Sanie, choć żyło tam wiele par mieszanych, które, jak to w krajach arabskich, miały liczne potomstwo.
Jako orientalista byłem zachwycony Jemenem, to w końcu Arabia Felix (Arabia Szczęśliwa), na której terenie znajdowało się Królestwo Saby. Z regionu Hadramaut, obejmującego Oman i Jemen, już w starożytności wyruszały liczne karawany podążając handlowym szlakiem mirry i kadzidła. Mirra miała wszechstronne zastosowanie, jako środek balsamujący (starożytny Egipt), namaszczający (Izraelici) oraz jako składnik leków (antyczny Rzym). Zaś kadzidła były nieodzowne w świątyniach różnych kultów religijnych. Ciągle miałem przed oczami dawne czasy wielkości tego kraju, a stolica Sana, zaliczana do najstarszych miejsc na świecie, tylko wzmocniła moje zauroczenie. Kiedy wkraczałem za wysokie na prawie 10 metrów mury Starego Miasta i chodziłem wąskimi uliczkami między wielokondygnacyjnymi glinianymi domami-wieżami z białymi, jakby koronkowymi zdobieniami, czułem się jak w mieście z piernika. Nie dziwi wpisanie starej mediny Sany na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Dzięki temu rozpoczęły się prace konserwatorskie, ale nadal żyło się Jemeńczykom w tych wiekowych domach bardzo biednie, a warunki były prymitywne.
Po eskalacji wojny domowej w 2015 roku Jemen ogarnął kryzys humanitarny, aktualnie ponad 17 milionów mieszkańców cierpi głód, w tym dzieci. Dzieci umierają tam z głodu!!! To największa katastrofa humanitarna świata, z której ludzie Zachodu nie zdają sobie sprawy.
Jak się żyje Polakom w krajach arabskich, kiedyś i współcześnie – trudniej, a może po prostu inaczej niż w Polsce?
W krajach arabskich zawsze było inaczej, odmiennie do znanych nam realiów, więc ekscytująco. Bywało też niebezpiecznie, gdyż różnice kulturowe powodowały konflikty, nieraz zwyczajne pyskówki, ale też dochodziło do rękoczynów ze strony oburzonych muzułmanów, twierdzących że nie szanujemy ich religii i zwyczajów. Z latami cudzoziemcy się tego nauczyli, a i wyznawcy islamu obyli z innymi kulturami. Jednak na początku naszego stulecia doszło do eskalacji zamachów terrorystycznych w takich znanych turystycznie miejscach jak Tunezja czy Egipt, nie wspominając o ortodoksyjnej Arabii Saudyjskiej. W związku z zagrożeniem życia wielu Polaków mieszkających w tych krajach wyjechało.
Dokonałbym też podziału na czasy przed wybuchem arabskiej wiosny w 2011 roku i po. Rewolucje i obalenie rządzących tyranów doprowadziły do ruiny takie kraje jak Libia, a dojście do głosu islamskich fundamentalistów zniszczyło Syrię, Irak czy Jemen. Przed 2011 nie tylko ich mieszkańcom żyło się dobrze i w miarę dostatnio, ale także przyjezdnym, w tym Polakom. W Damaszku zamknięto nawet Ambasadę RP.
Należy także pamiętać, że kraje arabskie nie znajdują się w jednym tygielku i nie wszystkie są takie same. Inaczej jest w krajach arabskich północnej Afryki, które były i są pod ogromnym wpływem kultury europejskiej, a inaczej na Bliskim Wschodzie, który jest bardziej ortodoksyjny. Jeszcze inaczej - w samej kolebce islamu, tzn. na Półwyspie Arabskim. Jednak Polacy przeważnie nie żałowali swoich decyzji, a wręcz walczyli o to, by móc wyjechać do pracy do bogatych, roponośnych krajów. Najpierw za komuny była to Libia, Syria, Irak, które również znajdowały się pod butem ZSRR, a potem otworzyły się granice Arabii Saudyjskiej czy Emiratów. Znam Polaków, którzy na Półwyspie Arabskim spędzili prawie całe swoje zawodowe życie i dzięki temu mogą spełniać swoje marzenia.
Reasumując, przed arabską wiosną cudzoziemcom żyło się w krajach arabskich lepiej, bo bezpieczniej. Jednak powoli sytuacja się normalizuje i znów ludzie jadą tam za chlebem i przygodą.
Zainteresowania orientalistyką, podróże na Bliski Wschód, wieloletnie mieszkanie w krajach arabskich – skąd to się u Pana wzięło? Jakie były początki?
Jestem orientalistą-arabistą, więc życie w krajach arabskich wiąże się z wykonywanym zawodem. Na początku wyjeżdżałem do Libii jako tłumacz na kontraktach polskich firm eksportowych, a dopiero później rozpoczęła się moja przygoda z dyplomacją. Zawsze pasjonował mnie Orient, w tej kulturze czuję się jak ryba w wodzie. Znam język, mentalność, cenię kulturę i zwyczaje Arabów.
Praca dyplomaty – na ile doświadczenia opisane w książkach są fikcją literacką, a na ile znajdują odzwierciedlenie w rzeczywistości?
Większość opisanych przeze mnie wydarzeń jest inspirowana moim życiem, a jedynie umieszczona w kokonie literackiej fikcji. Byłem konsulem RP przez 20 lat i zebrałem mnóstwo doświadczeń oraz poznałem wielu ludzi, których losy były tak niezwykłe, że aż szkoda byłoby nie podzielić się tą wiedzą z innymi. Stąd pomysł na serię „Kulicy zakazanych związków”. Przelewając na karty powieści ludzkie dzieje, umiejscowione w krajach arabskich, nie muszę sięgać po źródła, szukać informacji o historii państwa, w którym toczy się akcja, ani zasięgać porad prawników o kazusach konsularnych. Ja, nie chwaląc się, zwyczajnie to wszystko wiem.
Jakie są Pana ulubione dania i napoje? Czy ma Pan sentyment do arabskiej kuchni?
Trudno byłoby wymienić wszystkie, gdyż jest ich bez liku. Od lat jestem zakochany w orientalnej kuchni. Na pierwszym miejscu postawiłbym pasty humus z ciecierzycy i baba ghanusz z grillowanych bakłażanów, ale zaraz potem słodką jak ulepek bahlawę. W moim domu z żoną, pisarką Tanyą Valko, hołdujemy orientalnej kuchni i wspólnie gotujemy arabskie i azjatyckie potrawy.
Czy możemy się spodziewać kolejnych przygód konsula Tomka? A jeśli tak, to w jakim kraju będą się rozgrywać?
Oczywiście wszystko zależy od zainteresowania czytelników moimi książkami, ale jeśli „We władzy szejka” będzie cieszyło się popularnością, to już mam w głowie następną historię, którą się z Wami podzielę. Akcja powieści będzie się toczyć w Omanie, niezwykłym Sułtanacie, gdzie przez długich 5 lat byłem konsulem.